Przy stojący w Siedlcu krzyżu pragniemy przywrócić pamięć o Franciszku Wachowiaku. Urodził się 11 stycznia 1917 r. w Siedlcu. Mając niespełna 20 lat, wraz z kolegą, Leonem Wichłaczem, także z Siedlca, zgłosił się na ochotnika do wojska. Franciszek pragnął zostać zawodowym żołnierzem. Służył w oddziałach Korpusu Ochrony Pogranicza. Tuż przed wy­buchem II wojny światowej był na urlopie w rodzinnej wsi. Najbliżsi wspominają go jako miłego, przystojnego żołnierza, pięknie ubranego, w lśniących oficerkach. We wrześniu 1939 r. walczył na wschodzie Polski. Dostał się do niewoli sowieckiej i został deportowany w głąb Rosji. Przeby­wał w kilku obozach pracy. Po ogłoszeniu amnestii wstąpił do Armii Polskiej tworzonej przez gen. Andersa. Przeszedł cały szlak bojowy II Korpusu. Jako żołnierz 17 batalionu 5 Kresowej Dywizji Piechoty brał udział w bitwie o wzgórze Monte Cassino. Poległ w walce 17 maja 1944 r.

 

 

Pochowany został na cmentarzu Monte Cassino w kwaterze żołnierzy polskich. Odznaczony był: Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino, Gwiazdą Italii, Gwiazdą za Wojnę 1939-1945, Brytyjskim Medalem Obrony, Brytyjskim Medalem Wojennym.

               

Śmierć w walce poniósł również Leon Troczyński z Siedlca, który we wrześniu 1939 roku uczestniczył w okolicach Kutna w największej bitwie Wojny Obronnej Polski zwanej bitwą nad Bzurą lub bitwą pod Kutnem. L. Troczyński walczył z wielką determinacją, a kiedy zabrakło amunicji i starli się z Niemcami na bagnety, zginął śmiercią bohatera. Polska piechota była dobrze przygotowana do walki wręcz i kiedy sporadycznie do niej dochodziło, Niemcy nie mogli wykorzystać swej przewagi technicznej i ponosili straty. Bagnet stał się też niejako symbolem odwagi naszych żołnierzy.

Za siedleckim krzyżem skręcamy w lewo i przez tak zwaną „resztówkę” udajemy się do odległych o ok. 2,5 km Babkowic.